Niektórzy twierdzą że Szkoci mają „nierówno pod sufitem” – jeżdżą drugą stroną, chodzą w spódniczkach, przeliczają wszystko na „pinty”, „incze” i mile itd, itp…
Ale to wszystko jeszcze nic…
prawdziwym dowodem na szaleństwo Szkotów jest ich „wynalazek” pt. Deep Fried Mars Bar
czyli batonik Mars smażony na gorącym oleju…
Podobno pierwszego Marsa smażono w Haven Chip Bar który dziś zwie się Carron w pięknym miasteczku Stonehaven w czerwcu 1995 roku.
Do dziś dnia można tam nabyć ten przysmak.
Będąc jakiś czas temu w Stonehaven postanowiłem się w końcu przekonać jak to coś smakuje. raz kozie śmierć…
No cóż sam wygląd nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia, a co do smaku…
Nie wiem czy to przez to że wcześniej jedliśmy Fish & Chips w pobliskim barze, czy Marsa smażono w tym samym oleju w którym smażą tam ryby.
Jednym słowem – pachniało rybą…
Do tego brakowało mi chrupiącej skórki i całość była dość gumiasta.
Po tym wszystkim stwierdziłem – ok spróbowałem raz i wystarczy.
Jednak sumienie nie dawało mi spokoju. Postanowiłem jeszcze raz spróbować – ale tym razem przygotować Deep Fried Mars Bar samemu.
Co potrzebujemy?
batonik Mars – dobrze schłodzony w lodówce – ale nie zamrożony!
1/2 szklanki mąki
1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
szczypta sody
piwo lub mleko
olej do smażenia
Najpierw mieszamy suche składniki , następnie mieszając powoli dolewamy piwo tak by osiągnąć konsystencję gęstej śmietany.
Zamiast piwa można użyć mleko – jednak piwo dodaje specyficzną, pożądaną nutę smakową.
Schłodzony batonik maczamy w cieście i wkładamy na rozgrzany olej.
Ja użyłem frytkownicy, można jednak użyć małego rondelka. Pamiętajmy by sprawdzić czy zmieści się nam w nim batonik ;-)
Oleju potrzebujemy tyle, by całkowicie zakryć nasz batonik.
Temperaturę oleju możemy sprawdzić wkładając wcześniej odrobinę ciasta – jeżeli zezłoci się w kilka sekund, lecz nie zacznie dymić – jest ok.
Marsa smażymy krótko – tylko tyle by ciasto przybrało złoty kolor.
Po wyciągnięciu batonika z oleju kładziemy go na chwilę na papierowy ręcznik
Podajemy na ciepło, najlepiej z lodami lub bitą śmietaną.
Tak jak po doświadczeniu z kupnym smażonym batonikiem Mars byłem bardzo na NIE
Tak teraz, po przygotowaniu go samemu w domu zmieniłem swą opinię.
Oczywiście jest to Bomba Kaloryczna, jest to koszmarnie słodkie i jest to dość, mimo wszystko, dziwne danie –
ale … ale okazało się całkiem smaczne!
Chrupiąca, lekko gorzkawa skórka w połączeniu z miękkim słodkim środkiem smakuje znakomicie. A gdy do tego dodamy nieco zimych lodów… mniam ;-)
Choć w Szkocji zadomowił się Mars, to w innych krajach podjęto inne wyzwania… i tak w USA wolą Snickersa, w Nowej Zelandi batonik Moro, a Nigella Lawson lansuje pomysł na Bounty…
A jaki jest popularny batonik w Polsce? Może spróbować…
A na koniec ostrzeżenie:
Każdy dietetyk czy lekarz na pewno będzie odradzał wam spożywanie tego „dania” –
a więc UWAGA! robisz to swą własną odpowiedzialność ;-)
Oficjalnie firma produkująca batoniki Mars całkowicie odcina się od pomysłu by ich batonik smażono w panierce na gorącym oleju –
a więc znów: UWAGA! robisz to swą własną odpowiedzialność ;-)
Pozostaje mi jedynie życzyć Ci smacznego! ;-)