„Śledztwo w szkockim mieście”
Książkę „Miasto bez grzechu” kupiłem po przeczytaniu opisu na okładce: „…Śledztwo w szkockim mieście to nie tylko…” a ponieważ już mam taką idée fixe że staram się przeczytać każdą książkę o Szkocji, lub której akcja dzieje się w Szkocji a która ukazała się na polskim rynku – tak więc i tym razem nie było zastanawiania się – książka znalazła się na mej półce.
Szybko się jednak okazało, że w książce „Szkocji” jest dokładnie tyle samo co na okładce… to znaczy, kilka razy czytamy, że bohaterowie znajdują się w Szkocji (bądź ją opuścili)
I tyle.
Akcja równie dobrze może odbywać się w Hiszpanii, Norwegii czy Szwajcarii – wystarczy zmienić kilkukrotnie pojawiające się w książce słowo „Szkocja” na dowolnie inne – i już.
Piszę o tym na samym początku byś, jeżeli szukasz książki „o Szkocji” – szukał dalej… w tej książce nie znajdziesz niczego. Zero opisów miejsc, zero kultury, zero klimatu.
Bez Szkocji – ale czy warto przeczytać?
Ok, pomarudziłem na temat zawartości „Szkocji w Szkocji” więc czas najwyższy napisać coś na temat samej książki.
Najpierw kilka słów o fabule: do Szkocji przyjeżdża dziennikarz wraz ze swą córką by przeprowadzić dochodzenie dziennikarskie w dziwnej sprawie bardzo wysokiej liczby samobójstw w mieście. Pomiędzy córką a ojcem nie dzieje się najlepiej, mamy jakieś problemy z komunikacją. A po jakimś czasie widzimy, że ojciec ma problemy psychologiczne. Powoli tracimy kontrolę nad tym co się dzieje w książce, tak samo jak główny bohater traci kontrolę nad swym umysłem. Do akcji wkracza schizofrenia…
Jest to połączenie kryminału z thrillerem psychologicznym, gdzie aspekt zapanowania nad swym umysłem wychodzi na pierwszy plan.
Zabrakło redakcji?
Miasto bez grzechu to literacki debiut Rity Włodarczyk, która tę książkę wydała sama przy pomocy Wydawnictwa Poligraf. Osobiście jestem fanem self publishingu. Wiem że jest sporo szmiry ale i sporo ciekawych pozycji.
W przypadku tej książki mam mieszane uczucia – z jednej strony sam pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał… ale…
Gdzieś w tym wszystkim zabrakło mi dobrej redakcji książki – temat i sposób prowadzenia fabuły jest dość trudny do napisania. I właśnie tutaj mam problem. Dialogi czasem są dość drętwe, takie „kwadratowe” – mnie nie przekonały. Drugim problemem jest brak przejrzystości książki. Czytając ją bardzo łatwo się pogubić.
Fakt, że na pewno w jakiejś mierze było to zamierzenie autorki – w końcu mówimy tutaj o schizofrenii – ale wraz z dość (jak dla mnie) nieudanymi dialogami… jakoś to nie zagrało.
Czytać? Nie czytać?
Książka może się spodobać osobom które lubią myśleć w trakcie czytania, które szukają wyzwań i nie zniechęcą się, gdy czasem będzie jakoś… no nie wiem jak inaczej określić te dialogi – „kwadratowo”. Fajny pomysł na fabułę. Nienajgorszy pomysł na zakończenie (choć według mnie trochę przekombinowany). Ale może to bardziej efekt owej niezdarności w dialogach.
Szkoda że nie ma w tym nieco więcej finezji, lekkości, płynności…
Jednak uważam czas spędzony nad lekturą (w końcu jedyne 150 stron) za spędzone całkiem sympatycznie ?
Tytuł – Miasto bez grzechu
Autor – Rita Włodarczyk
Wydawnictwo – Poligraf
Wydane w Polsce – 16 listopada 2018
145 x 205 mm
Liczba stron – 152
ISBN – 978-83-785-6807-0
I jak zwykle na koniec:
Szkocja to nie miejsce na mapie –
Szkocja to stan umysłu!