Agata Julia Prosińska jest autorką serii Duchy Żywiołów. 
O jej pierwszej książce „Sylfida” napisałem tutaj. (Kolejny tom serii – „Nimfa” jest już do kupienia w księgarniach) 
 
Po przeczytaniu tej książki byłem bardzo zaintrygowany autorką.  Postanowiłem do niej napisać z prośbą o mały wywiad, chciałem zadać jej kilka krótkich pytań…  wyszło na to że ja zadałem trochę więcej pytań a Agata odpowiedziała na nie bardzo obszernie i wyczerpująco – za co jestem jej naprawdę wdzięczny! 

 

 
A więc zapraszam Was na „krótką” rozmowę z niezwykle utalentowaną młodą autorką:
 

 

Najbardziej interesuje mnie skąd Twoje zainteresowanie Szkocją?
Dlaczego akurat Szkocja a nie np. Norwegia czy Irlandia – w końcu i tam znajdziemy podobne mity?

Skąd moje zainteresowanie Szkocją? Tak naprawdę, trudno mi powiedzieć, skąd się ono wzięło. Odkąd pamiętam, czułam silną więź ze Szkocją – jej doliny, góry, mgły, miasteczka, zatoki, mity, cała historia tego kraju oddziaływały na mnie mocno, rozbudzały moją wyobraźnię. Uważam też, że sami Polacy mają wiele wspólnego, pod względem charakterologicznym, z samymi Szkotami, a przynajmniej ja tak czuję. Wychowałam się na Mazurach Garbatych, gdzie nadal czuć echa opowieści, mitów z ciemnych borów Puszczy Romnickiej i mam wrażenie, że podobnych uczuć doświadczają także Szkoci. I nawet biorąc pod lupę podobną historię – życie pod zaborami, dążenie do niepodległości. Osobiście dostrzegam też w Szkocji ucieleśnienie spokoju, którego niestrudzenie szukam we własnym życiu. Marzy mi się zamieszkanie na jakimś odludziu i pisanie.

Czy czytujesz jakiś szkockich autorów?  klasyki?  może jacyś współcześni pisarze?

Ze szkockich pisarzy, wymienię jedynie Sir Arthura Conan Doyle’a, twórcę Sherlocka Holemsa, który, notabene, przecież jest jedynym z ulubionych autorów głównego bohatera Sylfidy i Duchów Żywiołów, bernarda Oakena. Z filmów, nie sposób nie przywołać Sir Seana Connery’ego, który grał przecież w Nieśmiertelnym, który także zainspirował w pewnym stopniu cykl Duchów, czy nawet dwóch szkockich aktorów grających Doktora z Doctora Who – Davida Tennanta i Petera Capaldiego. Z muzyki zaś cenię sobie przeogromnie Amy Macdonald, której wierną fanką jestem praktycznie od zawsze. Wracając zaś do literatury, interesuję się filozofią. A Szkocja wydała przecież na świat trzeciego z wielkiej trójki oświeceniowych empiryków brytyjskich, Davida Hume’a, analityka percepcji Thomasa Reida, ekonomistę Adama Smitha czy później utylitarystę Jamesa Milla, ojca twórcy liberalizmu, Johna Stuarta Milla. Jestem także zachwycona obrazami olejnymi Aruthura Pergiala Młodszego, który w swoich pracach opiewał piękno Szkocji. Jeden z jego obrazów – Moorland near Kihlochewe z 1868 pomagało mi w pisaniu Sylfidy, a czytelnicy wiedzą, że sama wioska występuje w powieści.

Czy byłaś w Szkocji? A jeżeli nie, to jak znalazłaś i dlaczego akurat Shieldaig?

Niestety, nie byłam nigdy w Szkocji, ale chciałabym tam kiedyś pojechać, odwiedzić Edynburg i na pewno miejsca, gdzie miała miejsce akcja mojej powieści. Przy pisaniu pomagało mi Google View. Jedno kliknięcie i mogłam wybrać się na wirtualny spacer po Shieldaig i mam nadzieję, że udało mi się oddać wiarygodnie atmosferę tej wioseczki. Wybrałam Shieldaig zupełnie przypadkowo. Kiedy tworzyłam Sylfidę, wiedziałam, że osadzić akcję w jakiejś małej osadzie, blisko wody. Nawet miałam na początku wymyślić takie miejsce, ale przeglądając Internet natrafiam na Shieldaig. Kiedy ujrzałam wyspę u wybrzeży – Shieldaig Island – przeczytałam trochę więcej o jej historii, o terenach otaczających tę cześć Wester Ross, zobaczyłam Ben Shieldaig, wiedziałam, że to te miejsce.

Czy mogłabyś nieco uchylić rąbka tajemnicy zawodowej i powiedzieć jak przygotowywałaś się (miejsce akcji, postacie, mity) do pisania tej książki?

Myślę, że częściowo już odpowiedziałam na to w poprzednim pytaniu, ale postaram się uchylić rąbka tajemnicy zawodowej. Wiedziałam, że chcę napisać książkę fantasy o tajemniczych Duchach, w miejscu gdzie mity i rzeczywistość mieszałyby się ze sobą. Szkocja była idealna. Trafiłam także na Shieldaig. Wiedziałam także, że głównym bohaterem, a zarazem narratorem musi być chłopak. Bernarda zawsze postrzegłam jako kogoś, kto mógłby być mną, ale oczywiście w męskiej wersji. I warto zwrócić uwagę na to, że jednak ten chłopak ma o wiele większe problemy z temperamentem oraz musi nauczyć się pokory. Stworzenie Bernarda wywołało reakcję łańcuchową. Kiedy myślę o bohaterach, od razu zastanawiam się jakie relacje ich łączą, co o sobie myślą, jak na siebie działają. Właśnie tak powstała babka Bernarda, Violet oraz tytułowa sylfida, Autumn. Odnośnie mitów – raczej sama miałam pomysły, jednak czytałam o historii klanu Macleanów, przeglądałam wierzenia Celtów, ich bogów, święte drzewa. Ogólnie cała kosmogonia świata Duchów powstała na bazie eklektyzmu. Czerpałam inspirację z mitologii greckiej, celtyckiej, nordyckiej, angelologii i demonologii chrześcijańskiej, filozofii przyrody, w szczególności tej przedsokratejskiej i najbardziej w tym pomógł mi chyba Heraklit z Efezu.

Wiem że kobiety o wiek się nie pyta – i przepraszam za to – ale czy naprawdę miałaś jedynie 15 lat gdy pisałaś Sylfidę?

Nic nie szkodzi. Mam teraz osiemnaście, w lutym skończę 19 lat, ale mentalnie chyba od ponad dziesięciu lat przechodzę kryzys wieku średniego. Właściwie, zaczęłam pisać Sylfidę kiedy miałam 14 lat i skończyłam, kiedy miałam 15. Całą książkę napisałam w ciągu 6 tygodni. Wydaje mi się, że kiedy byłam młodsza zasoby energii są inne. Teraz z perspektywy czasu wiem, że napisałabym ją zupełnie inaczej i samo pisanie zajmuje o wiele, wiele, więcej czasu. Praca nad ostatnią książką zajęła mi ponad sześć miesięcy – zaczęłam ją pisać z początkiem czerwca, skończyłam z początkiem listopada. Jednak chyba powinnam wziąć pod uwagę, iż jeśli Sylfida liczy sobie 50 tysięcy słów, to ta książka ma 120 tysięcy słów.

Czy w ramach przygotowania do książki oglądałaś balet La Sylphide? (czy lubisz balet?)

Tak, w ramach przygotowań do książki oglądałam balet La Sylphide. To piękny balet, trochę smutny, ale myślę, że w pewien sposób oddaje jak głęboko w naturze Szkocji zakorzeniona jest w wiara w elfy, syreny, sylfy, gnomy czy skrzaty. Podziwiam ludzi, którzy tańczą w balecie, ponieważ wymaga to niesamowitej koordynacji, siły i wyrzeczeń. Także dostrzegłam, że wiele z aktorów – czy to Mads Mikkelsen, Alicia Vikander, Elizabeth Debicki czy Mia Wasikowska – a nawet duńska piosenkarka Oh Land – tańczyło w balecie i ta nauka, dyscyplina, nawet ruchy miało istotny wpływ na ich grę aktorską, ponieważ to widać. Sama jako dziecko niejednokrotnie widziałam siebie tańczącą w balecie – wiadomo jak to jest z dziećmi – ale ewentualnie poszłam do szkoły muzycznej do klasy skrzypiec i choć te doświadczenia są inne, widzę jak te trzy lata w szkole muzycznej zmieniło mnie i wpłynęło na mnie. Zawsze czułam po prostu pociąg do sztuki, tej perfekcji, lat, kiedy istnieli wielcy kompozytorzy pokroju Mozarta, Chopina, Czajkowskiego. Jednak wracając do baletu. Raz ze szkołą muzyczną pojechaliśmy do Wilna, do Litewskiego Teatru Narodowego Opery i Baletu na Jezioro Łabędzie. Byłam zachwycona i nie wykluczam, czy kiedyś nie zagłębie się w ten temat i nie napiszę książki związanej z baletem. Już jakiś czas temu przekonałam się, że nie chcę ograniczać się do jednego gatunku i nie chcę czuć się za komfortowo w swojej twórczości. Bo właśnie tylko tak mogę się rozwijać; wykraczając poza ramy tego co wiem, przyznając się do swojej niewiedzy, ucząc się. Tak było właśnie w przypadku mojej ostatniej książki, która wymagała ode mnie naprawdę dużego resarchu i przygotowań. Jak to mówił Sokartes – Scio me nihil sire – Wiem, że nic nie wiem.

Wiem że akcja kolejnego tomu książki dzieje się w Cambridge. Czy możesz zdradzić nam czy w kolejnych tomach znów masz zamiar odwiedzić Szkocję?

Tak, Szkocja powraca. Już nawet w drugim tomie, Nimfie, odwiedzamy Edynburg. W pewien sposób myślę, że samo Shieldaig jest w pewien sposób symboliczne dla bohaterów cyklu, dla samego Bernarda. To początek i na dodatek ojczyzna głównej kobieciej postaci cyklu, Autumn. No i jest sam Bernard, jest w jednej czwartej Szkotem.

Ile planujesz tomów serii Duchy Żywiołów?

Planuję pięć tomów, ale chciałabym jeszcze napisać trylogię osadzoną w tym uniwersum, która miałaby miejsce po wydarzeniach z głównej części cyklu. Chociaż raczej nadal widziałabym wszystkie osiem książek jako wspólną opowieść. To naprawdę ogromny świat, który dojrzewa ze mną, rozrasta i lubię do niego wracać. A jego bohaterowie poprzez swoje doświadczenia, pomagali, nadal pomagają mi się uporać z trudnościami jakie pojawiają się w moim życiu.

Czy pracujesz również nad innymi książkami?

Tak, pracuję. Już wcześniej wspomniałam, że w listopadzie zakończyłam pracę nad jedną książką. Nosi ona tytuł Hybris i opowiada o kobiecie-kierowcy Formuły 1. Nie jest to książka fantasy, chociaż wiem, że myśl o kobiecie w F1 brzmi naprawdę jak wyjęte żywcem z fantasy. Jednak książka jest już napisana i jestem z niej chyba zadowolona, ponieważ to moja pierwsza książka dla dorosłych, a sami bohaterowie są dla mnie bardziej niż ludzcy, z czego jestem dumna. Mam nadzieję, że uda mi się ją wydać, zatem prosiłabym o trzymanie kciuków. Początkowo napisanie książki o F1, kiedy (nie oszukuję się, moja wiedza raczej prezentowała się marnie) wydawało się czystym szaleństwem. Jednak czułam, że muszę, na dodatek chciałam choć na chwilę opuścić świat Duchów, aby właśnie wyjść z własnej strefy komfortu. I tak właśnie wylądowałam pół roku później, czytając praktycznie wszystko o bolidach, torach, psychologii kierowców, oglądając ich ćwiczenia, same wyścigi, zarobki, organizację zespołów. I skończyłam także jako wielbicielka Formuły 1, ale na razie, w trackie zimowej przerwy, zadowalam się Formułą E. Ogólnie, mam mnóstwo pomysłów na książki, więcej, niż mam czasu. Teraz trochę podpisuję sobie drugą cześć Hybris i mam w głowie poprawki do szkicu ostatniego tomu Duchów. Nie piszę jednak jedynie tylko książek – zdarza mi się pisać wiersze po angielsku, a także sztuki teatralne. Jedną z nich, Cień, można obejrzeć na Youtubie. W najbliższym czasie chciałabym napisać następną.

Jak znajdujesz czas na pisanie i inne rzeczy bo słyszałem że grasz, malujesz, piszesz bloga i lepisz figurki a w międzyczasie chodzisz do szkoły? To wszystko własna siła woli? Czy jest ktoś kto pomaga Ci się zmobilizować w tej pracy?

To niejedne z moich zainteresowań. Prócz wyżej wymienionych, uprawiam dużo sportu, interesuję się filozofią, językami, Formułą 1, komiksami, staram się czytać, o ile mogę, chociaż w trakcie pisania własnych książek czytanie innych jest trudne, o ile nie są związane z tematem książek. Wiem, jak to wygląda z boku, ale prawda jest inna. Nie robię wszystkiego codziennie, rysuję od czasu do czasu, na bloga wrzucam także wpis raz na jakiś czas. Muszę chodzić do szkoły, zatem raczej może życie kręci się wokół szkoły, czego nie lubię, ale wiem, że muszę. Moja praca artystyczna pozwala mi znaleźć cel w życiu i równowagę psychiczną. Uwielbiam kształcić się we własnym zakresie, robić poszukiwania. Czy to siła woli? Nie wiem. Mam raczej taki problem, że jestem pracoholikiem. Czuję się szczęśliwa mając cel, do którego dążę. Nie potrafię odpoczywać, ponieważ uważam to za stratę czasu. Myślę, że to jedna z cech, którą odziedziczyłam po swoim tacie. Mama zawsze powtarza mi, że uważał mnie za wojownika, ponieważ zawsze, nawet jeśli nie chciałam, zawsze kiedy mnie zraniono, nawet jeśli nie chciałam, wracałam do pracy. Moi rodzice zawsze cenili sobie pracę i wpoili mi do niej szacunek. Praca i wytrwałość, to moje motto. Próbuję wierzyć, że dzięki niej mogę osiągnąć to co sobie zamierzyłam. A mierzę wysoko, poza granice Polski. Moja mama, ciocie wspierają mnie, tak samo jak moja nauczycielka języka polskiego, nauczyciel wosu oraz pani bibliotekarka z mojego liceum. Jednak największe wsparcie mam w swojej przyjaciółkę, Lizzy. Rozmawiamy codziennie, dzięki niej stałam się lepszym człowiekiem, lepszym pisarzem i zawdzięczam jej tyle, że nie sposób tego opisać, ponieważ w ciągu ostatnich miesięcy to ona uświadomiła mi to, co to znaczy mieć prawdziwego przyjaciela. Wspomniałam także mojego tatę. Nie tylko uważał mnie za wojownika, ale też podziwiał, chociaż to on dla mnie zawsze był bohaterem. Był bardzo uduchowionym człowiekiem, to on zainspirował mnie do całego cyklu Duchów Żywiołów. Uczył mnie o drzewach, aurach, to on opowiedział mi historię o duchach opiekunach pewnych miejsc. Zawsze mówił o wykorzystywaniu swojego potencjału, ciężkiej pracy, dostrzeganiu szans i byciu dobrym człowiekiem. Zmarł na raka mózgu w kwietniu zeszłego roku. Ciężko mi zaakceptować, iż spotkał go taki koniec, ponieważ był najszlachetniejszym człowiekiem jakiego znałam. Nigdy nie doczekał premiery ani mojej pierwszej sztuki teatralnej tym bardziej książki. Jednak cokolwiek nie robię, myślę, chcę aby on i mama byli ze mnie dumni.

Co chcesz robić w przyszłości? Jeżeli nie pisarz to kto?

Raczej wolę nie myśleć o przyszłości, w której nie byłabym pisarzem, ponieważ czuję, że to coś co muszę robić. Nawet jeśli nie uda mi się z pisaniem, nadal będę pisać, czy to do szuflady, do Internetu, ponieważ dlatego tutaj jestem. Pisanie to moje życie, konieczność. Mam w sobie tyle historii, postaci, tak, że jeśli dzięki nim mogę przynieść radość ludziom, pomóc im zrozumieć, że nie są sami, że nie są odosobnieni w swoich uczuciach. Być może nie chcę, aby czuli to co ja czuję i dlatego lubię też pisać komedie, ponieważ lubię widzieć uśmiech na twarzy ludzi. Jednak wiem jaka jest rzeczywistość. Żywię zatem nadzieję, że uda znaleźć mi się w miarę dobrze płatną pracę, abym mogła jakoś żyć i płacić rachunki, mieszkanie i czas na rozwijanie swoich pasji i spotykanie z przyjaciółką. To skromne marzenia, ale jeśli to przygotował mi los – mi to w zupełności wystarcza.

 

Na  koniec chciałbym bardzo podziękować Agacie za ten wywiad i …  czekam na kolejne książki z cyklu Duchy Żywiołów. 

zachęcam was do odwiedzenia strony internetowej autorki – www.agprosinska.com